wtorek, 25 sierpnia 2015

Pstrągowe ostatki.

Sierpień jest ostatnim miesiącem wypraw wędkarskich związanych z połowem pstrąga potokowego dlatego też postanowiłem wybrać się w poszukiwaniu tej  ryby. W niedzielę wybrałem się moim dzielnym autkiem nad rzeczkę, która kilkanaście lat temu przyniosła mi mojego życiowego pstrąga. Po półtorej godzinie jazdy dotarłem do celu. Szybkie spojrzenie z mostku na rzeczkę potwierdza moje obawy o niskim stanie wody.

Upalne lato i brak opadów deszczu  zrobiło swoje ale nie rezygnuję.Montuję sprzęt i zakładam woblerka pływającego w jasnym kolorze. Pierwsze dołki nie przynoszą żadnego kontaktu z rybą więc zmiana przynęty na woblerka w kolorze ciemnym. Koncentruję się na obławianiu głebszych miejsc w nadziei na atak ładnego pstrąga. Kolejny dołek przynosi niewymiarowego pstrąga, którego delikatnie uwalniam i wypuszczam do wody.
Po porannych deszczowych chmurach nie ma już śladu a słonce wędruje po prawie bezchmurnym niebie choć południowy  silny wiatr momentami utrudnia rzuty. Kolejne godziny upływają po znakiem nielicznych wyjść niewymiarowych pstrągów. Przedzieram się przez gąszcz pokrzyw często  wielkością dorównujące mi wzrostem. Mimo wszystko nie odpuszczam i nadal mam nadzieję na kontakt z wymiarową rybą. Zbliżam się do następnego głębszego dołka i robię krótką przerwę obserwując wodę. Wykonuję pierwszy rzut i widzę kolejnego niewymiarowego pstrąga który podąża za przynętą lekko podskubując. Kolejny rzut trochę niżej i widzę jak piękny okaz pstrąga atakuje woblerka. Ryba podąża w górę rzeki mijając moje stanowisko próbując pozbyć się mojej przynęty. Jest pięknie wybarwiony i dobrze odżywiony w bardzo dobrej kondycji. Po kilku minutach walki ryba słabnie i postanawiam wejść do wody chcąc podebrać pstrąga ręką.  Podprowadzam rybę pod nogi następnie łapię za kark i następuje najgorszy możliwy scenariusz. Ryba wyślizguje mi się z ręki i zaczyna młynkować na krótkim odcinku żyłki tuż przy moich nogach. Po chwili czuję luz na żyłce i widzę  jak pstrąg mojego życia powoli odpływa. Wychodzę na brzeg i siadam na przewróconym drzewie.Przez dłuższą chwilę nie mogę opanować drżenia rąk a uczucie jakie mi towarzyszy znają tylko ci wędkarze, którzy przegrali walkę ze swoją życiową rybą, którą oceniam na ok 45-50 cm. Ruszam dalej w górę rzeki obławiając co ciekawsze miejsca ale nie mogę się skupić na łowieniu w myślach rozpamiętując smak niedawno doznanej porażki. Postanawiam zakończyć łowienie i wracam do auta. Docieram tam po dłuższej chwili i pakuję sprzet. Ostatnie spojrzenie ma płynącą rzeczkę i postanawiam jeszcze wrócić tu jeszcze w tym sezonie w nadziei na spotkanie z pstrągiem, który dostarczy mi kolejną porcję emocji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz