poniedziałek, 28 września 2015

Powrót po latach.

Dzisiaj chciałem się podzielić z Wami wrażeniami z jednej z moich wypraw nad dawno zapomniane przeze mnie łowisko,które znajduje się w samym centrum miasta Kraków mianowicie chodzi mi o zbiornik w bezpośrednim sąsiedztwie dawnego placu Tandeta. Przed kilkunastu laty obfitowało ono w dużą populację szczupaka i okonia oraz białorybu. W populacji szczupaka dominowały sztuki niewymiarowe lecz mnie jako początkującemu w łowieniu na spinning ich często widowiskowe ataki na płyciźnie dostarczały niemało emocji. Zbiornik ten znajdował się wtedy i chyba tak jest do tej pory pod zarządem gminy Kraków więc można łowić na białą kartę. Skończyłem pracę wcześniej dlatego postanowiłem się tam wybrać i sprawdzić co się  przez ten czas pozmieniało. Stojąc nad brzegiem wody pierwsze co rzuciło mi się w oczy to mocno zarośnięte brzegi roślinnością wynurzoną i brak możliwości dojścia do lustra wody w przeważającej części zbiornika. Skoro już przyjechałem to postanowiłem obejść z wędką cały zbiornik i próbować skusić jakiegoś drapieżnika do ataku na moje przynęty. Niestety dostęp do wody był tak utrudniony przez porośniete brzegi że na palcach obu rąk można znaleźć dojście do wody i oddanie rzutów błystką. Zmieniam stanowisko po stanowisku niestety bez efektu w postaci brań jakiejkolwiek ryby.  Wyprawa nie dostarczyła mi ani emocji z kontaktu z rybami ani wrażeń estetycznych przez  góry zalegających śmieci pozostawinych nie tyle przez wędkarzy ale przez inne osoby spędzające czas wolny nad wodą np. grilując. Spora część tych śmieci to pozostałości po obecności bezdomnych, którzy znaleźli sobie tam miejsce do nocowania w cieplejszym okresie roku. Trudno tutaj mówić o jakiejkolwiek kulturze i szacunku do przyrody przez te osoby a wręcz należy mówić o ich skrajnej głupocie. Szoda że władze gminy również nie poczuwają się do obowiązku przywrócenia porządku wokół zbiornika a szkoda ponieważ sam zbiornik jest ładny tylko brak mu gospodarza z prawdziwego zdarzenia. Okręg PZW Kraków też chyba nie jest zainteresowany tym zbiornikiem. Podsumowując tą wyprawę należy uznać ją za nieudaną z powodu wyżej wymienionych choć pewnie jeszcze się tam raz wybiorę i spróbuję dać sobie jeszcze jedną szansę.

czwartek, 10 września 2015

Powrót nad Rabę.

Niedzielny poranek zapowiadał się jako pochmurny i deszczowy. Pijąc poranną kawę zastanawiałem się gdzie wybrać się na ryby choć pogoda za oknem nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz. Mimo to postanowiłem odwiedzić łowisko z moich lat dziecinnych a mianowicie rzekę Rabę poniżej miejscowości Bochnia. Po małych perypetiach związanych z odnalezieniem drogi trafiłem we właściwe miejsce. Czarne chmury szybko przesuwały się po niebie a silny wiatr targał gałęziami drzew i krzewów. Stojąc nad brzegiem rzeki lustrowałem wodę typując miejsca w której mogą stać ryby. Poziom wody był niski więc postanowiłem szukać ryb w głęboczkach i w głównym nurcie.Uzbroiłem spinning i wykonuję pierwsze rzuty, które przynoszą zdobycz w postaci okonia o długości 23 cm. i który po krótkiej sesji fotograficznej wraca w dobrej kondycji do wody .

 Kolejne kilka rzutów cykadą daje mi niewielkiego klenia, który szybko wraca do wody. Kolejne godziny wędkownia nie przynoszą efektów mimo częstej zmiany i sposobu prowadzenia przynęt dlatego postanawiam udać się na ujście rzeki Raby do Wisły. Wiatr wzmagał się coraz bardziej a na niebie pojawiły się ciemne ołowiane chmury a ja  stojąc na wysokim brzegu podziwiałem piękny widok rozpościerający się przede mną.
Zakładam wodery i brodząc wchodzę w nurt rzeki Raby. Trzeci rzut woblerem kończy się silnym braniem lecz ryba po krótkim holu spina się. Kolejny rzut pod drugi brzeg kończy się delikatnym braniem i zacięta ryba zaczyna walkę o swoją wolność. Po kilku minutach udaje mi się doholować klenia pod nogi i podebrać ręką. Jest duży i gruby a miarka pokazuje 41 cm.
Po zmierzeniu i wykonaniu kilku fotek kleń wraca do wody. Zaczyna padać deszcz a silny wiatr uniemożliwia precyzyjne podanie przynęty dlatego postanawiam wracać do domu zadowolony z wyników tej wyprawy wędkarskiej i silnym postanowieniem powrotu nad tą rzekę.



wtorek, 1 września 2015

W poszukiwaniu okoni.

Ostatni tydzień sierpnia upłynął pod znakiem wysokich temperatur a nawet można powiedzieć tropikalnych upałów. Po pracy postanowiłem spędzić czas na poszukiwaniu okoni na zbiorniku pożwirowym zamiast siedzieć w nagrzanych czterech ścianach mieszkania w którym ciężko było znaleźć choć trochę chłodu. Temperatura powietrza wynosiła ok. 30 stopni Celsjusza a słońce prażyło niemiłosiernie. Nad wodą zameldowałem się około godziny 13.00 lustrując powierzchnie wody. W pobliżu wyspy wśród zanurzonych gałęzi zauważyłem atak stada okoni na drobnicę lecz były one poza zasięgiem moich rzutów. Mimo to postanowiłem obłowić nieco bliższy mojego stanowiska obszar wody.  Założyłem jako pierwszą przynętę cykadę i pierwszy rzut przyniósł zdobycz w postaci niewielkiego okonia. Niestety kolejne rzuty nie przynosiły kolejnych ryb dlatego postanowiłem zmienić przynętę kolejno na woblera a potem na błystkę obrotową. Nie dało to oczekiwanych efektów dlatego zmieniam stanowisko i wracam do cykady jako przynęty. Skierowałem się na miejsce gdzie gdzie głębokość łowiska miejscami sięgała do około 4 metrów. Rzucałem przynętą na wypłycenie a następnie sciągałem ją na głebszą wodę. Po kilkunastu rzutach poczułem wreszcie to przyjemne uderzenie w przynętę. Po krótkim holu moim oczom ukazał się piękny okoń, który po zmierzeniu i zrobieniu pamiątkowej fotki wrócił do wody. Miał równe 25 cm i jest największym okoniem jakiego złowiłem.

Postanowiłem zrobić sobie chwilę przerwy na ochłonięcie po czym wykonałem jeszcze kilkanaście rzutów na tym stanowisku. Niestety okonie już nie chciały współpracować natomiast na wędce zawisł "okaz" szczupaka wielkości ołówka.

Postanawiam zmienić stanowisko i kieruję się w rejon łowiska o dużej głebokości i dużej ilości roślinności zanurzonej w nadziei na branie szczupaka. Niestety żaden szczupak nie daje się namówić na branie ale co jakiś czas siada na wędkę okoń choć rozmiarami nie powalają.
Wieczorem postanawam zakończyć wędkowanie i wracać do domu po udanej według mnie wyprawie. Obiecuję sobie, że jeszcze tu wrócę ze spinningiem gdy tylko nadejdą jesienne chłody i drapieżniki zaczną intensywnie  żerować przygotowując się do przetrwania zimy.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Pstrągowe ostatki.

Sierpień jest ostatnim miesiącem wypraw wędkarskich związanych z połowem pstrąga potokowego dlatego też postanowiłem wybrać się w poszukiwaniu tej  ryby. W niedzielę wybrałem się moim dzielnym autkiem nad rzeczkę, która kilkanaście lat temu przyniosła mi mojego życiowego pstrąga. Po półtorej godzinie jazdy dotarłem do celu. Szybkie spojrzenie z mostku na rzeczkę potwierdza moje obawy o niskim stanie wody.

Upalne lato i brak opadów deszczu  zrobiło swoje ale nie rezygnuję.Montuję sprzęt i zakładam woblerka pływającego w jasnym kolorze. Pierwsze dołki nie przynoszą żadnego kontaktu z rybą więc zmiana przynęty na woblerka w kolorze ciemnym. Koncentruję się na obławianiu głebszych miejsc w nadziei na atak ładnego pstrąga. Kolejny dołek przynosi niewymiarowego pstrąga, którego delikatnie uwalniam i wypuszczam do wody.
Po porannych deszczowych chmurach nie ma już śladu a słonce wędruje po prawie bezchmurnym niebie choć południowy  silny wiatr momentami utrudnia rzuty. Kolejne godziny upływają po znakiem nielicznych wyjść niewymiarowych pstrągów. Przedzieram się przez gąszcz pokrzyw często  wielkością dorównujące mi wzrostem. Mimo wszystko nie odpuszczam i nadal mam nadzieję na kontakt z wymiarową rybą. Zbliżam się do następnego głębszego dołka i robię krótką przerwę obserwując wodę. Wykonuję pierwszy rzut i widzę kolejnego niewymiarowego pstrąga który podąża za przynętą lekko podskubując. Kolejny rzut trochę niżej i widzę jak piękny okaz pstrąga atakuje woblerka. Ryba podąża w górę rzeki mijając moje stanowisko próbując pozbyć się mojej przynęty. Jest pięknie wybarwiony i dobrze odżywiony w bardzo dobrej kondycji. Po kilku minutach walki ryba słabnie i postanawiam wejść do wody chcąc podebrać pstrąga ręką.  Podprowadzam rybę pod nogi następnie łapię za kark i następuje najgorszy możliwy scenariusz. Ryba wyślizguje mi się z ręki i zaczyna młynkować na krótkim odcinku żyłki tuż przy moich nogach. Po chwili czuję luz na żyłce i widzę  jak pstrąg mojego życia powoli odpływa. Wychodzę na brzeg i siadam na przewróconym drzewie.Przez dłuższą chwilę nie mogę opanować drżenia rąk a uczucie jakie mi towarzyszy znają tylko ci wędkarze, którzy przegrali walkę ze swoją życiową rybą, którą oceniam na ok 45-50 cm. Ruszam dalej w górę rzeki obławiając co ciekawsze miejsca ale nie mogę się skupić na łowieniu w myślach rozpamiętując smak niedawno doznanej porażki. Postanawiam zakończyć łowienie i wracam do auta. Docieram tam po dłuższej chwili i pakuję sprzet. Ostatnie spojrzenie ma płynącą rzeczkę i postanawiam jeszcze wrócić tu jeszcze w tym sezonie w nadziei na spotkanie z pstrągiem, który dostarczy mi kolejną porcję emocji.


wtorek, 18 sierpnia 2015

Witajcie.

Witam wszystkich miłośników wędkarstwa.

W tym blogu będziecie mogli znaleźć zdjęcia i relacje z moich wypraw wędkarskich na wodach województwa małopolskiego. Będziecie mogli poczytać o moich spostrzeżeniach na temat stanu wód i działalności PZW. Znajdziecie także relacje z zawodów wędkarskich oraz  zarybień  prowadzonych przez PZW Kraków. Oczywiście w miarę moich możliwości czasowych. Zapraszam do lektury i dzielenia się swoimi opiniami na temat zawartych treści na tym blogu. Mam nadzieję, że dzięki Waszym sugestiom ten blog będzie z czasem coraz lepszy i ciekawszy dla czytelników. Pozdrawiam.